Drodzy czytelnicy
Mamy w ostatnich latach, w kwestiach zdrowia i kultury fizycznej, co zawsze jest dla mnie niezmiennie ściśle powiązane, do czynienia z dwoma równolegle toczącymi się procesami. W pierwszym, dominującym raczej w środowiskach naukowych narasta przekonanie, potwierdzane licznymi badaniami i obserwacjami, że systematyczny wysiłek fizyczny jest najważniejszym remedium zdrowotnym. Mnożą się konkretne przykłady potwierdzające w coraz szerszym zakresie znaczenie czynnika ruchu. Trudno wręcz znaleźć dziedzinę życia i zdrowia człowieka, w którym nie udowodniono by wszechstronnego wpływu ruchu na zdrowie człowieka. Nawet nie warto mnożyć przykładów bo są one dość powszechnie znane i nie kwestionowane.
Jednocześnie rozwija się drugi proces.. Narasta poczucie, że nie jesteśmy w stanie, że nie potrafimy z tą wiedzą zrobić niczego konkretnego. Społeczeństwo jest hipokinetyczne. Sprawność fizyczna, która słusznie uznawana jest za ważny składnik i podstawę zdrowia dzieci i młodzieży szkolnej, mimo zwiększania liczby godzin wychowania fizycznego i innych licznych zabiegów zmierzających do doskonalenia procesów szkolnego wychowania fizycznego i sportu, nie wzrasta, a raczej w różnych parametrach spada, o czym donoszą różne, na razie regionalne i wyrywkowe badania. Trudno jednak ustalić obecnie jakąś wiarygodną przyczynę tych rozbieżności i co ważniejsze listę działań, które mogłyby przynieść jakieś konkretne rezultaty. Nie mając więc ambicji do zaproponowania takich konkretnych list, poprzestańmy na wyborze i analizie jakiegoś jednego a konkretnego czynnika w obszarze którego można zdziałać najwięcej. Wydaje mi się że czynnik ten to jakiś zniewalający proces zaniechania i rezygnacji. Wydobycie bowiem ze szkolnego wychowania fizycznego jego ważnych i wielkich wartości polega nie na tworzeniu efektownych i błyskotliwych programów, dobrze brzmiących tytułami i nazwami celów. Znaczących efektów wychowawczych można szukać raczej należy w systematycznej wieloletniej, uporczywej pracy pedagogicznej, uprawianiu czegoś co można nazwać artystycznym rzemiosłem. Czasem bowiem bywa tak, że artyzm owszem jest ale nie ma rzemiosła. Zaś efekty znaczące można uzyskać jedynie wtedy gdy każda z lekcji wychowania fizycznego, każdy kontakt wychowawczy nauczyciela z uczniami pełen będzie swoistej jakości. Każde stworzenie w tym i człowiek postępuje zgodnie z niezwykle racjonalną zasadą, że każdą pracę należy wykonać możliwie najmniejszym nakładem sił. Taki zamysł jest zbawienny kiedy chodzi o prace proste. Kiedy jednak mamy do czynienia z pracą, której efektem ma być osiągnięcie celów bardziej złożonych, kiedy powinno nastąpić jakieś swoiste przelanie potencjału emocjonalnego z wychowawcy na wychowanka i nie tylko nauczenie go ale zachęcenie, zaszczepienie czegoś, sprawa się niepomiernie komplikuje. Owo zaniechanie o którym wspominam polega moim zdaniem na tym, że my wszyscy od góry do dołu, od Ministra poczynając na nauczycielu kończąc działamy powierzchownie, poganiani przez prawa wyścigu szczurów zaniedbujemy istotę problemu : jakość codziennego kontaktu Szkoła, jak twierdzą coraz liczniejsi mędrcy, już nie jest w stanie podołać zadaniom wychowawczym, bo podobno skuteczniej wychowują wszyscy inni : środowisko rówieśnicze, media, i wiele innych bliżej nie zidentyfikowanych podmiotów i niekoniecznie rodzina. Ostatnio zaś dowiedzieliśmy się, że także szkolne wychowanie fizyczne ma mały wpływ na rozwój fizyczny i sprawność młodzieży co rodzi w nas straszne podejrzenie, że nawet gdyby wf nie było nie byłoby gorzej niż jest. Inni znowu, powołując się na doświadczenia krajów europejskich twierdzą, że tam troska o wychowanie fizyczne jest dużo mniejsza niż u nas i jakoś się tym nikt nie martwi.
E-mail Lider3000@poczta.onet.pl Zbigniew Cendrowski
www.lider.szs.pl Redaktor Naczelny
|